Był wczesny poranek.
Deszcz mieszał się z gęstą mgłom na dworze. Zimno. Za oknami szyb, słychać
było dziwne pogwizdywanie, jakby coś w
rodzaju wiatru, lecz to nie był wiatr, gdyż suche gałęzie drzew, wcale się nie poruszały.
Caroline nie mogła zasnąć tej nocy, chociaż to nie pierwszy raz. Cały czas ją
coś dręczyło. Już sama nie wiedziała, co się dzieje. Początkowo myślała, że to
tylko krótka bezsenność, lecz trwa już ona jakieś 10 dni. Zmęczona wstała i
podeszła do okna. Nie czuła sił na kolejny dzień bez snu. Była wykończona.
Gdy znalazła się przy
oknie, ujrzała swego ojca w garniturze, z wielką walizką, wsiadającego do
czarnego Volkswagena. Wiedziała już, że pewnie znów wyjeżdża na
jakieś, według niego, ważne spotkanie. Znów czekał ją samotny weekend, gdyż
matka już wczoraj postanowiła wyjechać, załatwić jakieś bezsensowne interesy. Straciła
wtedy jakiekolwiek siły i chęci do życia. Na szczęście w domu pozostał jej
starszy brat Matthew.
Gdy auto
ojca odjechało, dziewczyna podeszła do biurka i ujęłam w dłoń swój telefon.
Widniała na nim godzina 7:00 rano. Westchnęła cicho i odłożyła go na miejsce.
Była zdezorientowana, nie wiedziała co ma pierwsze zrobić. Po niedługiej
chwili, jakby na palcach podeszła do szafy stojącej blisko biurka i szukała
rzeczy.
`----------`
Jej pokój
był, jakby to powiedzieć, w artystycznym
nieładzie. Znajdowało się w nim łóżko, które stało na przeciwko drzwi, biurko a
obok niego mała szafa. Oraz regał z książkami, który znajdował się obok okna.
Na ścianach można było ujrzeć wiele wspaniałych szkiców, wykonanych przez samą
Caroline. Większość z nich przypominało czarne postacie, smutne, zniszczone.
Nad biurkiem wisiała tablica z przypiętymi kolorowymi karteczkami. Każda z nich
była zapełniona. Na ścianie można było jeszcze dojrzeć tylko szary, plastikowy
zegar, który jakby najmniej pasował do tego pomieszczenia. Ściany miały
wyrazisty, ciemny, fioletowy kolor. Natomiast na podłodze znajdował się
purpurowy dywan.
`----------`
W
momencie gdy znalazła czerwoną koszulkę, udało jej się pochwycić czarne
spodnie. Jeszcze tylko wzięła ze sobą bieliznę i poszła do łazienki.
Gdy
wychodziła z pokoju, w tym samym momencie raczył się obudzić jej brat. Był od
niej starszy o dwa lata. Choć nie zawsze można było to zauważyć. Caroline
wiedziała, że gdy tylko wyjdzie on ze swojego pokoju, będzie chciał wejść do
łazienki, więc czym prędzej pognała do niej. W
momencie zamknięcia drzwi, z pokoju wyszedł Matthew. Przystanął na
moment, we framudze drzwi i przetarł swe ciemne oczy. Stał w samych bokserkach,
więc odczuwał lekki ziąb. Po chwili podszedł do drzwi łazienki i chwycił za
klamkę. Ku jemu zdziwieniu, drzwi były zamknięte, więc donośnym głosem zapytał:
-Caroline, jesteś tam?
-A kto inny mógłby być? - odpowiedziała, tym
samym zadając pytanie.
-No nie
wiem, może tata?
-Już
pojechał.
-Jak to?
Przecież miał najpierw ze mną jechać do sklepu.
-Nic z
tego, zmył się już jakieś 15 minut temu.
-Cholera.-
syknął.
-Co? -
spytała dziewczyna.
-Nic,
pospiesz się.
-Nie,
byłam pierwsza.
-Caroline,
proszę. Mam potrzebę.
-Musisz
chwilę zaczekać, albo idź na dół do ubikacji.
-Ale ja
wole tę łazienkę.
-Przykro
mi, byłam pierwsza.
-No ej! -
wrzasnął i uderzył pięściom w drzwi.
-Uspokój
się.
Nic nie
odpowiedział. Usiadł na schodach i z niecierpliwością czekał na to, aż jego
młodsza siostra opuści pomieszczenie, na którym w tym momencie tak mu zależało.